
7 grudnia odbyła się
internetowa premiera długo oczekiwanego filmu o wojnie z
narkotykami. W ciągu niecałej godziny, byli i urzędujący politycy
i celebryci zwięźle opowiadają historię prohibicji i
przedstawiają solidne argumenty za jej zakończeniem. Obraz
zdecydowanie godny polecenia!
Film jest znakomitym
materiałem edukacyjnym dla osób nie interesujących się na co
dzień kwestią polityki narkotykowej. Z powodzeniem mógłby być
puszczany w szkołach, zamiast prowadzonych obecnie szkodliwych pogadanek z terapeutami
czy policjantami. Mniej zorientowani w temacie widzowie będą mieli
możliwość na własne oczy przekonać się, dlaczego o trwającej
od pół wieku prohibicji mówi się „wojna”. Sceny strzelanin na
ulicach Rio de Janeiro przywołują widok regularnych konfliktów
zbrojnych. Mowa nie o krótkich wymianach ognia między
rywalizującymi grupami przestępczymi, a trwającej niekiedy całe
tygodnie ofensywach, w których uczestniczą setki osób uzbrojonych
w karabiny maszynowe. W samym Meksyku, po stronie prohibicjonistów
walczy co najmniej 50 tysięcy żołnierzy i policjantów, a kolejne
50 tysięcy osób straciło życie na przestrzeni kilku lat – porównywalnie z trwającą wojną domową w Syrii, czy podczas pierwszej wojny w Zatoce
Perskiej.
Jeśli kilogram kokainy u
źródła kosztuje tysiąc dolarów, zaś na ulicach amerykańskich
miast około 170 tysięcy, to w grę wchodzą gigantyczne pieniądze.
Rynek o tak ogromnym potencjale zysku nie podlega jednak żadnym
kontrolom, traktatom handlowym czy regulacjom. Przy braku ram
państwowych, obowiązującymi zasadami tego wartego 320 miliardów
dolarów rocznie rynku stały się broń i przemoc. Smutną konkluzją
tych obrazków jest stwierdzenie, że ostatecznie najwyższą cenę
płacą zawsze niewinni przechodnie. W wojnie, którą amerykańskie
władze wypowiedziały swoim obywatelom, ofiarami stają się często
mieszkańcy najbiedniejszych rejonów Ameryki Południowej.
Dobitnie pokazany jest
też sposób, w jaki wojna z narkotykami dolewa oliwy do ognia innych
konfliktów. Niszczenie upraw maku przez wojska NATO w Afganistanie
nie tylko nie przyniosło zamierzonego celu (ilości produkowanego
opium wzrosła kilkukrotnie od inwazji), ale też pozbawiło wielu
miejscowych jedynego źródła utrzymania, czyniąc z rolników potencjalnych
rekrutów organizacji terrorystycznych.
Historię wojny z
narkotykami poznajemy głównie z ust osób za nią odpowiedzialnych
– byłych prezydentów USA, Brazylii, Kolumbii i Meksyku. „Jeśli
naszym celem było odcięcie obywateli USA od narkotyków i
zlikwidowanie organizacji przemytników, to była to oczywista
porażka” - ze swojego zaangażowania przeciwko producentom kokainy
w Kolumbii tłumaczy się Bill Clinton – tą samą mantrę powtarza
Fernando Cardoso i inni, tłumacząc, że podczas sprawowania władzy
byli przekonani, że za pomocą represji i surowych przepisów są w
stanie zlikwidować popyt i podaż narkotyków.
Ciekawym i być może
mało w Polsce znanym wątkiem, jest też przywołanie wniosków, do
jakich doszła powołana przez Nixona komisja ekspertów –
posiadanie i nie nastawiona na zysk dystrybucja narkotyków nie
powinna stanowić przestępstwa. Głos ekspertów został jednak
zamieciony pod dywan przez aferę Watergate. Choć kilka lat później,
za prezydentury Jimmiego Cartera, wnioski te zostały wzięte pod
uwagę i Ameryka stała u progu dekryminalizacji posiadania
marihuany, fala zmian została zatrzymana. Powodem kroku wstecz było
nieszczęście, jakie ściągnęli na siebie amerykańscy wyborcy -
Ronald „just say no” Reagan.
Najistotniejszym
przekazem, jaki niesie film, jest konieczność „przełamania tabu”
przez urzędujących polityków. Z nielicznymi wyjątkami w Ameryce
Południowej, polityczne kalkulacje i brak odwagi sprawiają, że
nawet przekonani o szkodliwości wojny z narkotykami mężowie stanu,
jak choćby Barack Obama, boją się otwarcie wystąpić przeciwko
polityce, która służy tylko i wyłącznie interesom mafii. Pomimo nadziei
na zakończenie tej trwającej zbrodni przeciwko ludzkości, twórcy
filmu realistycznie przyznają, że „wojnę łatwiej zacząć, niż
skończyć”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz