17 stycznia 2013

Dopalacze – owoc prohibicji



Pomorski sanepid, przy wparciu dzielnych milicjantów, zamknął wczoraj kolejne sklepy z dopalaczami. Nie na długo. Jedyną skuteczną metodą walki z dopalaczami jest liberalizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.

2 lata temu Donald T. grzmiał, że nie pozwoli, aby za jego rządów legalnie sprzedawano narkotyki, po czym trzasnął pięścią w stół i sanepid się odezwał. Teraz Skarb Państwa szuka kasy na odszkodowania dla niezgodnie z prawem zamkniętych sklepów, sanepid zastanawia się jak zatuszować defraudację środków przeznaczonych na badania dopalaczy, a dopalacze, przemianowane na „nawozy do kaktusów”, dalej w najlepsze się sprzedają.

Dopalacze to nic innego, jak kiepskiej jakości narkotyki. Nikt przy zdrowych zmysłach nie trułby się nimi, gdyby miał nieskrępowany dostęp do przebadanych substancji psychoaktywnych o znanych właściwościach. Duża część dopalaczy ma zastępować najpopularniejszą spośród nielegalnych substancji – marihuanę. Garażowej produkcji syntetyczne kannabinoidy, które stanowią składnik aktywny owych „nawozów do kaktusów”, mają się do prawdziwej marihuany jak denaturat do 20-letniego porto.

Podczas wspólnego posiedzenia sejmowych komisji zdrowia, sprawiedliwości i praw człowieka oraz administracji i spraw wewnętrznych, eksperci przyznali, że właściwie nie ma możliwości wpisania do załącznika ustawy wszystkich potencjalnie psychoaktywnych substancji. Drobna modyfikacja wystarczy, aby dany związek nosił już inną nazwę, lecz nie podlegał zakazowi, jednocześnie zachowując swoje psychoaktywne właściwości. Problem w tym, że w przeciwieństwie do „tradycyjnych” narkotyków, w przypadku tych substancji nie ma dostatecznej wiedzy na temat skutków ubocznych, toksyczności, efektów długotrwałych itd. Przede wszystkim zaś, sprzedawane jako „nawozy do kaktusów”, nie podlegają kontroli jakości – de facto klient nie ma pełnej informacji, co kupuje.

Podobnie jak w przypadku producentów soku brzoskwiniowego z jabłek czy konserwy wieprzowej z kurczaka, niezgodność towaru z opisem powinna, jak najbardziej, podlegać karze. Idąc tą ścieżką, nasyłając na nieuczciwych sprzedawców sanepid, nie zlikwiduje się jednak zjawiska. Jedyną metodą wyeliminowania niebezpiecznych narkotyków – jakimi niewątpliwie jest większość tzw. dopalaczy – jest dopuszczenie do kontrolowanego, regulowanego obrotu narkotyków tradycyjnych, tak jak w przypadku równie szkodliwego alkoholu czy tytoniu.

Pozytywne konsekwencje liberalizacji przepisów dostrzegają już nie tylko ustawodawcy tak egzotycznych zakątkach świata jak Urugwaj czy Boliwia, ale też bliższych nam geograficznie i kulturowo Czech czy Wielkiej Brytanii. Nie bądźmy, jak zwykle, Iranem Europy.

2 komentarze:

  1. Musi nastąpić zmiana pokoleniowa, aby takie, jakże przecież trafne, spostrzeżenia, mogły coś zmienić. Dyskusja w Polsce, nawet jeżeli się już zaczyna, bardzo szybko się kończy w tym samym miejscu - "nie, bo nie".

    Politycy boją się nawet depenalizacji 1 grama suszu, a co dopiero całkowitej legalizacji. A tyle milionów (miliardów?) mogłoby do kasy państwowej spływać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przecież gra idzie też o pieniądze, dużo ludzi jest finansowo 'uzależnionych' od tego cyrku. Świat przestępczy będzie bronił status quo bo legalizacja oznaczałaby znaczny spadek dochodów mafii. Handel narkotykami w Polsce to ogromne pieniądze, chyba nikt nie ma wątpliwości że pewien procent z tych zysków wykorzystywany jest potem do korumpowania policji, wymiaru sprawiedliwości czy polityków... im większe zyski tym większa korupcjogenność zjawiska.

    OdpowiedzUsuń